PORÓD W CENTRUM MEDYCZNYM L.RYDYGIERA W ŁODZI PODCZAS EPIDEMII KORONAWIRUSA

kwietnia 01, 2020

Cześć kochani! Dziś piszę do Was bardzo ważny i mam nadzieję, że pomocny post. Postaram się odpowiedzieć na wiele pytań i rozwiać obawy przyszłych mam. Sama jeszcze kilkanaście temu drżałam przed samotnym porodem i zastanawiałam się jak wszystko będzie się odbywać podczas epidemii koronawirusa. Wczoraj minął równy tydzień, odkąd mój synek jest na świecie a ja mogę Wam dokładnie opowiedzieć jak było w szpitalu i na co powinnyście zwrócić szczególną uwagę, jeśli oczekujecie maluszka i rodzicie w tym trudnym dla wszystkich okresie.
Mimo że termin porodu miałam zaplanowany na 1 kwietnia, już 23 marca od samego rana zaczęłam odczuwać skurcze, które pojawiały się już wcześniej, ale te były zdecydowanie silniejsze. Przechodziły jednak ze zmianą pozycji albo po prysznicu więc założyłam, że są to skurcze przepowiadające i zaczęłam jak zwykle swój dzień. Zjadłam z Oliwką śniadanie, pozmywałam naczynia, poodkurzałam i zrobiłam pranie...skurcze zaczęły się stawać w miarę regularne. Ściągnęłam sobie nawet aplikacje, żeby je mierzyć i kiedy zobaczyłam komunikat, żeby upewnić się, że w szpitalnej torbie jest wszystko czego nam trzeba zaczął mnie łapać stres, tym bardziej że mąż był w pracy jakieś 40 minut drogi ode mnie a kolejne 40 minut zajmuje droga do szpitala. Poinformowałam go, że chyba zaczyna się coś dziać i odliczałam minuty do jego przyjazdu. W międzyczasie postanowiłam przepakować swoją torbę do walizki na kółkach i okazało się to świetnym pomysłem, ale o tym potem. Kiedy Dawid wrócił do domu cała akcja jakby na chwilę się uspokoiła i przez chwilę myślałam, że to fałszywy alarm, ale kiedy znowu zaczęły się pojawiać regularne skurcze bez wahania wsiedliśmy do auta i kierowaliśmy się do Centrum Medycznego L.Rydygiera w Łodzi. Podczas drogi do szpitala miałam atak paniki, obawiałam się że nie dam sobie rady sama, bałam się, że podczas porodu nie będzie ze mną męża, a nie byłam pewna, na jaką opiekę i pomoc trafię w szpitalu, którego kompletnie nie znam. Szpital, w którym miałam rodzić został przekształcony na zakaźny więc Centrum Medyczne L.Rydygiera było drugim wyborem i wiecie co? To jeden z najlepszych wyborów w moim życiu.
Jak wyglądało przyjęcie do szpitala
Wiedziałam, że mąż nie będzie mógł wejść ze mną na teren szpitala więc zdecydowaliśmy, że pójdę tam sama i będziemy w stałym kontakcie telefonicznym. Z wszystkimi potrzebnymi dokumentami podeszłam do drzwi i poczekałam jak podejdzie do mnie Pani z portierni. Zapytała oczywiście o co chodzi i powiedziała, żebym chwileczkę poczekała, bo musi poprosić pielęgniarkę. Dałam znać mężowi, że czekamy. Pani pielęgniarka przeprowadziła ze mną, krótki wywiad, zapytała, czy nie mam objawów koronawirusa, czy nie miałam kontaktu z osobami, które wróciły z zagranicy i zmierzyła mi temperaturę. Podejrzewam, że tak to właśnie wygląda w każdym szpitalu. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do holu gdzie kazano mi chwilkę poczekać i już za moment zostałam podłączona do KTG. W międzyczasie podałam kartę ciąży i inne potrzebne dokumenty, żeby moje dane mogły zostać wprowadzone do systemu i zostałam zbadana ginekologicznie. Razem z panią ginekolog przeszłyśmy do sali gdzie zrobiła mi USG i upewniła się, że z maluchem wszystko w porządku. Jako że termin porodu był dość blisko, skurcze regularne a droga do szpitala dość długa kazała mi zastanowić się, czy zostaję na oddziale, czy wracam do domu i tam czekam na rozwój sytuacji (sugerując, że lepszą opcją jest zostanie w szpitalu). Razem z mężem zdecydowaliśmy, że zostaję. Teraz czekał mnie trudny moment pożegnania. Wyszłam przed szpital gdzie mąż podał mi walizkę moją i Stasia. Nie chciałam długich pożegnań, bo wiedziałam, że zaraz całkowicie się rozkleję i pewnie nie będę w stanie opanować płaczu, więc to było bardzo szybkie rozstanie. Teraz pytanie, które martwiło wiele przyszłych mam na forach internetowych i facebookowych grupach, czy ktoś pomoże mi z walizkami? Pomogą, jak najbardziej tak, Pani portierka od razu przejęła ode mnie większą z walizek i była bardzo pomocna. Weszłam na teren szpitala gdzie przebrałam się i zostałam zaprowadzona do sali. Podczas całego przyjęcia, każdy był dla mnie bardzo miły i pomocny więc znacznie łatwiej było znieść fakt, że zostaję tam sama.
Jak wyglądał poród bez męża
Na oddział zostałam przyjęta około godziny 17:00 i po wejściu na salę okazało się, że zapomniałam wziąć z auta kosmetyczki. Teraz drugie pytanie, które często pojawiało się na forach. Czy ktoś z zewnątrz będzie mógł mi podać jakieś rzeczy? Jak najbardziej tak, mąż podał tylko moje dane, piętro i salę, w której jestem a pani położna przyniosła mi kosmetyczkę, wodę i przekąski, które mąż kupił mi po drodze. O 18 przyszła do mnie inna pani ginekolog, przemiła kobieta zadała kilka pytań, żeby lepiej poznać sytuację. Zapytała jak się czuję, zadbała o to, żebym czuła się komfortowo. To właśnie ona sprawowała nade mną opiekę aż do momentu porodu i była również na sali porodowej. Około 19 skurcze stawały się już bardzo męczące i za poradą położnej postanowiłam trochę pospacerować po korytarzu. Skurcze pojawiały się co 10 minut, znów miałam badanie i okazało się, że rozwarcie wciąż jest zbyt małe więc czekamy. Przemiła pani ginekolog powiedziała mi fajne zdanie: ,,niech się pani nie stresuje i nie myśli o tym za dużo, poród na pewno panią znajdzie". No i znalazł, dokładnie o godzinie 23:59 napisałam do męża wiadomość ,,rodzimy". W sumie najgorszy okres dla mnie był właśnie między 19:00 a 23:59, kiedy mimo fantastycznej opieki w szpitalu czułam brak osoby bliskiej. Cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym, ale wiadomo, że bezpośrednia obecność jest znacznie lepsza niż wiadomości i telefony. Muszę dodać, że cały czas, kiedy czekaliśmy na rozwarcie, ktoś z personelu do mnie przychodził i kontrolował sytuację, naprawdę czułam, że otaczają mnie wspaniałe kobiety, które bardzo starają się, żebym nie odczuła braku męża i wsparcia, jakie on zapewniłby mi w tamtej chwili.
Najlepsza położna na świecie

Do porodu młodsza położna prowadziła mnie gładząc moją dłoń...wsparcie czułam na każdym kroku, ale to na sali porodowej czekał na mnie prawdziwy anioł. Pani Małgorzata Turska, położna, która odbierała poród to jedna z fajniejszych osób, jakie spotkałam w moim życiu. Bardzo sympatyczna, otwarta i życzliwa sprawiła, że czułam się jak z kimś kogo znam od dawna.  Dzięki niej ten poród był dla mnie pięknym przeżyciem i będę go miło wspominać do końca życia. W porównaniu z moim pierwszym porodem ten był po prostu wspaniały. Sposób, w jaki ze mną rozmawiała, żartowała i kiedy było trzeba powiedziała dobitnie co mam robić był po prostu wyjątkowy. Każdej rodzącej kobiecie życzę takiej położnej odbierającej poród. O godzinie 00:12 podała mi gaz i przygotowała wszystko wokół. O godzinie 00:42 zaczęły się skurcze parte a już o godzinie 00:53 wysłałam mężowi zdjęcie ze Stasiem na piersi. Czułam wsparcie, życzliwość i zainteresowanie. Naprawdę nie sądziłam, że poród można tak dobrze wspominać, tym bardziej że zazwyczaj kojarzy się z męczarnią i bólem. Staś urodził się dokładnie o godzinie 00:50. Chwilkę po godzinie 01:00 pani Małgosia pomogła dostawić małego do piersi a ja połączyłam się na wideo rozmowie z moim mężem ( fakt, że rozmawiamy przez kamerkę zupełnie nikogo tam nie zdziwił). Na sali porodowej byliśmy do godziny 02:28. Pani Małgosia wzięła wszystkie potrzebne rzeczy dla maluszka z jego walizki, pomogła też ogarnąć się mnie i zaprowadziła nas do sali. Jestem jej tak wdzięczna za pomoc, że nie jestem w stanie tego tutaj opisać. Jeśli wybierzecie ten szpital z całego serca życzę, żebyście trafiły właśnie na nią.

Opieka w szpitalu po porodzie
W szpitalu zostaliśmy do 26 marca, dzień zaczynaliśmy dość wcześnie, nie mogłam i nadal nie mogę się napatrzeć na mojego słodkiego malucha. O 9 przeeesympatyczna pani podawała nam śniadanie, była tak ciepła i życzliwa, że gdyby któraś z dziewczyn nie mogła go zjeść o własnych siłach założę się, że by ją nakarmiła. Codziennie bardzo poprawiała nam humor. Po śniadaniu czekaliśmy na obchód dla mam i osobny dla maluchów gdzie były dokładnie badane i ważone. Następnie każdego dnia przychodziła do nas pani, która była doradcą laktacyjnym. Pierwszy raz spotkałam się z takimi wykładami dla pacjentek, ale było to bardzo miłe i pomocne. Pani sprawdzała piersi karmiących, dawała przydatne wskazówki i odpowiadała na każde nurtujące pytania. Do każdej mamy podchodziła indywidualnie i poświęcała tyle czasu ile było nam potrzeba. Około 13:00 nasza ulubiona pani podawała nam obiady. Pierwszego dnia po porodzie położne przyniosły mi niebieskie pudełko i jeszcze jakieś dodatkowe z poradnikami, próbkami kosmetyków i książeczką dla malucha. Około 17 kolacja i potem pozostało czekać na wieczorny obchód. 

Z tego, co pamiętam podczas mojego pobytu w szpitalu miałam styczność z pięcioma ginekologami, 4 kobiety i jeden mężczyzna. Każdy z lekarzy bardzo miły, serdeczny i chętnie odpowiadający na każde pytanie. Położnych było znacznie więcej, nie jestem w stanie ich zliczyć, ale były to wspaniałe kobiety, które służyły swoją pomocą, zaglądały do nas w nocy, dbały o wszystko i ciągle pytały, czy potrzebujemy jakiejś pomocy. To od razu poprawiało samopoczucie i podnosiło na duchu tym bardziej w tym ciężkim okresie gdzie nikt bliski nie może odwiedzać położnic w szpitalu. Martwiłam się o zwyczajną kąpiel, nie chciałam zostawiać malucha i prosić o pomoc mam z sali, bo wiadomo, że każda zajmowała się swoim maluszkiem, ale wtedy z pomocą przychodziły położne, bo bez problemu zabierały na ten czas dzieci do siebie, wystarczyło tylko dać znać. W Centrum Medycznym L.Rydygiera w Łodzi nie czułam się samotna, nie odczułam braku obecności męża i rodziny w tak wielkim stopniu, chociaż myślałam, że to będą jedne z najgorszych dni, wcale tak nie było. W moim odczuciu cały personel w tym ciężkim okresie staje na głowie, żeby rodzące tam kobiety czuły się komfortowo i jak najmniej odczuły brak bezpośredniego wsparcia bliskich. Bardzo się cieszę, że koniec końców właśnie tam urodziłam swojego synka i każdej kobiecie z czystym sumieniem mogę polecić ten szpital.
Podsumowanie
> Mężowie czy też najbliżsi, którzy zawiozą Was do szpitala nie mogą wejść na jego teren ale nie musicie się martwić o swoje walizki bo na pewno ktoś Wam z nimi pomoże.
> Warto spakować się w walizkę na kółkach, ja spakowałam jedną większą dla siebie i mniejszą dla Stasia. Jeśli chcecie możecie też opisać rzeczy tak, by położnym było łatwiej coś znaleźć w razie, gdyby musiały Wam coś podać lub szukały jakiejś rzeczy dla malucha.
> Wszystkie dokumenty spakowałam w mały segregator i dokładnie opisałam, tak by w razie potrzeby położna czy lekarz bez problemu znaleźli potrzebne wyniki badań lub zdjęcia USG.
> Podczas przyjęcia do szpitala czeka Was trochę więcej papirologi w związku z panującym koronawirusem.
> Jeśli zapomnicie jakiejś rzeczy, wystarczy, że ktoś zostawi je w portierni lub na izbie przyjęć i poda Wasze dane, numer sali i piętro na którym się znajdujecie. Nie zostajecie odcięte od świata. 
> Wszyscy lekarze i położne są świadome jak ciężko jest rodzić bez osoby bliskiej i bardzo starają się by rodzące czuły ich wsparcie. Ja trafiłam na cudownych ludzi i wspaniały szpital.
> Jeśli boicie się braku obecności bliskiej osoby weźcie ze sobą słuchawki, rozmawiajcie przez telefon albo połączcie się wideo rozmową. Myślę, że każdy to zrozumie a widziałam też post jednej z mam, że bezpośrednio podczas porodu rozmawiała z mężem właśnie na wideo rozmowie i było jej lżej.
>Uwierzcie, że bałam się strasznie i wchodziłam na oddział ze łzami w oczach, ale okazało się, że nie było czego się bać. Pamiętajcie, że jesteśmy silne. W szpitalu są ludzie, którzy nam pomagają i co najważniejsze w momencie, kiedy urodzicie i będziecie trzymać swoje maleństwo w ramionach cały strach odejdzie w niepamięć bo wtedy wszystkie wasze myśli skupią się na dzidziusiu. 
>Nie martwcie się, że bez pomocy bliskich nie dacie sobie rady w opiece nad dzieckiem, położne służą swoją pomocą o każdej porze dnia i nocy i odpowiadają na każde pytanie.
>Spakujcie sobie do walizki ubrania na wyjście ze szpitala, ja tak zrobiłam i znacznie usprawniłam nasze wyjście.
> Personel zakłada rękawiczki ochronne i maseczki, w każdej łazience i sali są automaty z płynem odkażającym. Wszyscy bardzo dbają o higienę.

> W dzień wyjścia mąż przywiózł ze sobą nosidełko, położna przyniosła je do mnie na salę. Ubrałam maluszka a ona wzięła go i jedną z walizek odprowadzając mnie do wyjścia szpitala. Pożegnała się z nami i życzyła wszystkiego dobrego. 

Jeśli macie jakieś pytania, chętnie na wszystkie odpowiem. Jeszcze tydzień temu strasznie bałam się porodu podczas epidemii koronawirusa a teraz mam już maluszka w domu i chcę wspierać kobiety, które tak jak ja wcześniej martwią się jak to będzie.

Piszcie śmiało na mojego mejla dariapietruszewska@gmail.com

3 komentarzy

  1. Dokładnie, z całego serca polecam ten szpital!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tam rodziłam. Ponad 4 l temu i bardzo polecam każdej przyszłej mamie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znamy panią Małgosię że szkoły rodzenia i choć nie spotkałam jej na porodówce, to położna i pani doktor, z którymi rodziłam były super!

    OdpowiedzUsuń

Snapchat

Snapchat

facebook